Komentarze: 4
Zaczelam robic porzadki noworoczne (albo swiateczne, albo zimowe, jak kto woli). Przejrzalam wszystkie szufladki, wszystkie polki i zakamarki, i znalazlam duzo ciekawych rzeczy...
Na przyklad zaproszenie na przyjecie urodzinowe Adama...
Zaczelam wspominac sobie nasz wypad na dzialke: szalas, "sadzenie" kwiatkow w mchu, gra w kosza, chwile, kiedy plakalam ze smiechu, bo Ania rozwalila Adamowi okulary, gdy uderzyla go w twarz pilka, wyglupy nocne, spanie w jednym pokoju z Olafem, Adamem i Anka, sniadanie z nimi i moimi rodzicami, podczas ktorego panowala glupia cisza, namawianie Adama przez Anie i Olafa, zeby mi powiedzial, co do mnie czuje, oraz ta krepujaca atmosfera, ktora powstala, gdy mi wyznal, ze "bardzo mnie lubi... a nawet bardziej niz bardzo"... i zapach galazek sosnowych, z ktorych zbudowalismy szalas, kiedy w tamtym momencie zastanawialam sie, co mu odpowiedziec...
Oraz powrot do Warszawy, kiedy nie patrzylismy sobie w oczy, a ja pytalam sama siebie: dlaczego go zaprosilam? I dlaczego on mi sie podobal, a przestal, kiedy wreszcie wyznal mi, ze...
A potem- wstyd i poczucie winy, kiedy on patrzyl na mnie ukradkiem na lekcjach, a ja nie odzywalam sie do niego ani slowem...
I teraz, myslac o tym wszystkim, i o tym, jak on musial sie kretynsko czuc, oraz o tym, jakie nadzieje sobie robil tym wyjazdem, i o jego przyjeciu urodzinowym, na ktorym nie odstepowal mnie na krok, a jego mama patrzyla na mnie z usmiechem, zapewne planujac nasz slub...
Rozplakalam sie.