Komentarze: 3
Jezu, nasze jaselka dla rodzicow byly kompletna KLAPA!
ZAPOMNIALAM MOJEGO TEKSTU (co mi sie stalo?! zawsze mialam swietna pamiec, gralam Balladyne, wszystko pamietalam, a teraz? Przeciez to byly tylko 2 zdania...)... wszyscy nie wiedzieli, kiedy, co i jak spiewac oraz mowic... Przyszlo niewielu rodzicow, przez co czulismy sie niedowartosciowani, a stresu i smutku dopelniala kamera stojaca w rogu sali, z dwoma pilnujacymi jej wyrostkami dlubiacymi w nosie.To byla masakra... za to kiermasz byl fajny...
Rozmawialam z Mackiem :P Dzieki mojej i Ani sprzedazy naklejek na szybe po zlotowce i ciasteczek z mala zawartoscia cukru po 10 groszy (mialy byc po 20, ale nikt wtedy nie kupowal, wiec powiedzialam, ze obnizamy cene- oplacilo sie) mamy wiecej kasy niz tylko poczatkowe 13 :) Chodzilysmy po korytarzu i zaczepialysmy kogo sie da, a jeden chlopak, poniewaz ze nie mialysmy mu wydac z 50 gr, kupil az 5 ciasteczek, a naklejki na szybe, jako ze byly oryginalne, mialy niezle wziecie. Mialam czarna mini i 100% gwarancji, ze jesli zagadam do jakiegos chlopaka o kupno czegos, to chociaz sie zatrzyma i poslucha :) No i po prostu, dobrze wygladalam i-o dziwo-dobrze sie w niej czulam.A poza tym... bylo zebranie rodzicow...
Ale strasznych batow nie zebralam, kulminacyjny punkt nastapi zapewne jutro, gdy ojciec wytrzezwieje... znowu musi trzezwiec.