Archiwum 20 października 2003


paź 20 2003 Wszystkiego po trochu
Komentarze: 3

Musze sie jakos uporzadkowac. Napisze tutaj szczerze wszystko, co mi lezy na watrobie.

Sprawa Gabrysia - musze podjac jakas decyzje, mam tylko dwie drogi do wyboru... jak cos wybiore, to dam znac... zastanawialam sie, co ja do niego tak naprawde czuje... i chyba to nie milosc, po prostu podobal mi sie z wygladu, przyjemnie mi sie z nim gadalo, a ze jestem kochliwa, to zaraz mi sie wydawalo ze to moja jedyna milosc, najfajniejszy chlopak itd.

Jezu, w ilu chlopakach ja sie kochalam w zyciu... w Andrzeju (wspomnienie z przedszkola... nawet zesmy sie przytulali do siebie.... aaaa!), w Adamie (o boze, po co ja sobie to przypominam), w Olafie (hlehle), w Lukaszu (rany... blech), w Jacku (no moze nie do konca "kochalam sie"... podobal mi sie i podoba nadal, ale tak jakos mniej intensywnie... i nie przeslania mi calego swiata w przeciwienstwie do Gabrysia), no i Gabrys... moze kilku innych po drodze bylo... przypominam, ze mam ledwie 13 lat... :)

A teraz cholerny Gabrys... znaczy, to nie Gabrys jest cholerny, tylko ten Amor...

Sprawa moich zolwi - to juz zupelnie z innej beczki, chodzi o oddanie ich w dobre rece, ale chyba tego nie zrobie... zreszta, to malo romantyczny temat, wiec go porzucam.

Sprawa moich ksiazek - i tu lezy problem. Sedno calego problemu. Nic nie pisze oprocz wierszy, a jak zagladam do moich poczatkow ksiazek z ostatnich lat, to stwierdzam nieskromnie, ze sa swietne... musze sie zebrac w sobie i cos napisac, bo moze dlatego, ze nic nie pisze i nie wyrzucam z siebie calego smiecia, nazbieranych emocji, skumulowanych zlosci, pragnien i marzen, to nic mi sie nie udaje...

Sprawa mojej diety - ha, ha, ha. Akurat. Ja i dieta to zupelne przeciwienstwa. Ale fakt faktem, ze cosik mozna by zmienic w swoim wygladzie, czyli zgubic to i owo. Pomysle o tym jutro, jak to mawiala Scarlett z "Przeminelo z wiatrem".

Sprawa moich uczuc - i to jest najtrudniejszy moment... no bo co ja wlasciwie czuje? W tej chwili? W tym momencie mojego krotkiego pobytu na tej planecie? Czuje, ze... ze zyje. Bo jak boli serce, to na pewno czlowiek zyje. Czuje... smutek. Smutek, zlosc, zal... Czuje, ze to wszystko, co jest we mnie, o czym napisalam w punkcie "Sprawa moich ksiazek", chce ze mnie wyfrunac i wydostac sie, zeby nie zatruwac mnie od wewnatrz. Musze to jakos im ulatwic. Czuje, ze... czuje milosc do Ani, Olafa, Olka, Jacka, moich rodzicow, mojego psa, Gabrysia i calego swiata... czuje, ze brakuje mi milosci, ale nie rodzicielskiej albo przyjacielskiej, ale tej prawdziwej, milosci... glebokiej... tej intensywnej, czerwono - bordowej, silnej, nierozlacznej, romantycznej i wiecznej... Bo czlowiek moglby sie zywic sama miloscia, gdyby tylko... kochal.

Czy znajdzie sie ktos, kogo tak pokocham? I kto mnie tak pokocha?

Ostatnio zastanowilam sie, czy gdyby Olek lub Olaf zobaczyli mnie  podczas powaznej choroby, wychudla, z zapadnietymi oczami od slabosci i braku snu, blada, brzydka, opadla z sil, ze zniszczonymi, potarganymi wlosami, to czy pomogliby mi, kochali nadal moje wnetrze i przywrocili mnie zewnetrzna, czy uciekli z grymasem obrzydzenia na twarzy?

Az boje sie zgadywac...

Pozdrawiam

PS. Muzyka na moim blogu pochodzi ze strony www.madzia.olp.pl Pozdrawiam Cie, Kasiu :)

pinezka : :
paź 20 2003 G. i Ja to czasownik niedokonany :(
Komentarze: 1

Jakbym spotkala Amora, to bym mu leb ukrecila.

Na rajdzie spotkalam fajnego chlopaka o nietypowym imieniu Gabriel, zwany Gabrysiem. Raczej niski, krotkie blond wlosy, okularki, fajnie ubrany, oczka niebiesko-szare (tyle zdolalam dojrzec za okularkami). I mial to cholerne COS...

Gadalam z nim na przystanku. Bylo super, jest naprawde inteligentny i mily... w pewnym momencie, idac tropem kilku komplementow pod adresem moich oczu, ktore w zyciu uslyszalam, spojrzalam mu w oczy schowane za okularkami i zasmialam sie, a raczej - usmiechnelam...

Wtedy tak jakby sie speszyl, niesmialo usmiechnal i kontynuowal rozmowe. Potem ciagle sie na mnie patrzyl w autobusie (czulam to spojrzenie na sobie) i gadalismy. Myslalam, ze a nuz mu sie spodobalam... ?

Powiedzialam o tym Olkowi, Ani i Olafowi. Olaf życzyl mi, zebym zostala jego dziewczyna (kochany Olaf :) ), Ania zabronila mi o nim gadac (bo caly czas o nim nawijalam), a Olek powiedzial, ze z nim rozmawial i ze Gabrys powiedzial mu, ze "spotkal na przystanku fajne dziewczyny" (mnie i Anie) i ze mnie polubil. Ja cala rozanielona, skacze do gory z radosci i mysle, ze moze, moze kiedys...

A tu nagle Olek mowi:

-Ula, nie wiem czy powinienem ci to mowic, ale on... on powiedzial, ze cie lubi, ale...

Zawahal sie i w tym momencie wyczulam zblizajaca sie katastrofe.

Nadeszla piec sekund pozniej.

-... ale on ma dziewczyne. 2 lata od niego starsza.

W tym momencie zrobilo mi sie autentycznie SLABO. Klapnelam na lawke na przystanku przed moim osiedlem i podparlam glowe rekami, a w glowie wirowalo mi tysiace mysli... np. o gabrysiowych oczach, nastroszonych wlosach i bezowym golfie, w ktorym byl w szkole, i o tym, ze zrobilam z siebie idiotke, usilujac zwrocic na mnie jego uwage...

Amorze, juz nie zyjesz. Juz ja sie postaram, zebys zniszczyl wszystkie strzaly przeznaczone dla mnie na reszte zycia i te wciaz tkwiaca w moim sercu z imieniem Gabrys.

Chociaz... on mi sie tylko podobal, bo byl ladny, w ogole go nie znalam... sytuacja podobna do problemu ze Szpakiem...

Co robic? Prosic Olka, zeby wysledzil, kiedy on i jego dziewczyna ze soba zerwa, po czym rzucic sie do pocieszania biednego Gabrysia? Czy lepiej wymazac go sobie z pamieci i wrzucic do folderu "Kosz"?

Dlaczego to tak boli? Dlaczego to tak cholernie boli?

pinezka : :