Archiwum 25 lutego 2004


lut 25 2004 Sen
Komentarze: 7

Snilo mi sie dzisiaj, ze bieglam przez lake, to bylo jakos w lecie... piekna pogoda, lekki wietrzyk, slonce i male obloki... mialam na sobie sukienke z cienkiego lnu i bieglam boso po trawie... i nagle zobaczylam kogos na horyzoncie. Zawolalam do niego, ale sie nie poruszyl. Podbieglam blizej. Stanelam za nim i powiedzialam "Witaj". A on odwrocil sie...

Niestety, byl to... tak, wlasnie On.

Usmiechnal sie lekko, szepnal moje imie i po krotkim wahaniu wzial mnie za reke i pociagnal za soba. Poszlam.

Usiedlismy w cieniu jakiegos drzewa i rozmawialismy. W pewnym momencie po prostu sie na siebie patrzylismy, dookola panowala przyjemna cisza, nie bylo tam nikogo oprocz nas... polozyl mi reke na ramieniu. Scisnelam ja. Lekko przysunal sie do mnie, spojrzal mi w oczy i....

Obudzila mnie wieza. Godzina 9.00.

O Boze, ten sen byl naprawde fantastyczny. Szkoda, ze to tylko sen.

 

Musze isc do szkoly... ale mi sie nie chce. Co mnie tam czeka? Zasliniona chemiczka, wsciekla matematyczka i wysilek ponad miare z powodu wuefistki. Do tego opierniczajaca nas wychowawczyni. Wspaniala perspektywa.

Ale sie zbieram. Trzeba silnym byc, nie mietkim!

pinezka : :