Archiwum 13 lutego 2004


lut 13 2004 WIEM
Komentarze: 6

Bylam z Ania na "Nigdy w zyciu!". Film super, ale nie bede sie o nim rozpisywac, bo usiadlam tu, zeby napisac co innego.

 

Uswiadomilam to sobie dzisiaj- wiem, dlaczego czuje sie nieszczesliwa. Bo oklamuje s a m a  s i e b i e. Na przyklad- wmawialam sobie ostatnio, ze chce byc "metal girl", ze chce ubierac sie na czarno, malowac usta czarna szminka, zakladac koszulki XXL z napisem "LINKIN PARK RULEZ" i wysokie glany z czerwonymi sznurowkami....

NIE CHCE. NIE CHCE. NIE CHCE TEGO!!!

Chce za to ubierac sie na sportowo. Nie tylko na czarno. Przeciez istnieja takie piekne kolory na swiecie oprocz czarnego... en pe czerwony, albo zielony, albo granatowy, albo bialy! Dlaczego chcialam sie dolowac tym czarnym?

Oczywiscie, nie wywale teraz wszystkich czarnych ciuchow z szafy. Ale bede je z czyms laczyc.

Poza tym, chcialam do ubioru dolaczyc ideologie- zimna, wyrachowana, sluchajaca metalu, taka ogolnie "zarabista". NIE JESTEM TAKA. I nie potrafilabym sie zmusic.

Owszem, czasem fajnie posluchac czegos ciezszego, ale gdybym sluchala TYLKO tego, to mialabym wyrzuty sumienia, spiewajac do piosenki Sugababes albo Beyonce. A czasem lepiej popodrygiwac sobie do jakiegos leciutkiego jak piorko popu z tekstem o milosci, niz siedziec na lozku, gapic sie na czarne paznokcie i dolowac sie kawalkiem o smierci itp. Chce byc szczesliwa. Chce byc soba. Nie chce byc metalowa.

Czyli:

Postanowienie nr 1: moj nastepny ciuch bedzie w kolorze czerwonym albo bialym.

A tak w ogole, to po dzisiejszych "Rozmowach w toku" dotarlo do mnie, ze moj brzuch wcale nie musi przypominac brzucha Britney Spears, a tylek nie musi byc plaski jak u Kylie Minogue. I w ogole nie musze byc tak chuda jak one. Moge byc taka, jaka jestem, bez diet, ale z jakims ruchem, zeby nie zasiedziec sie kompletnie i umiec zrobic przewrot w przod w wieku 40 lat (moja mama nie potrafi). A wiec...

Postanowienie nr 2: przestac ukladac sobie plany diety i zapisac sie na kurs tanca.

A tak w ogole po raz drugi, to musze dogrzebac sie do tej prawdziwej Uli, wyciagnac ja na swiatlo dzienne spod tej pesymistycznej skorupy i pokochac ja taka, jaka jest.

Postanowienie nr 3: wydrukuje moje zdjecie i powiesze je na szafie.

A tak w ogole po raz trzeci, to musze byc po prostu pewna siebie i nie zastanawiac sie tysiac razy, czy cos zrobic, czy nie, bo moge np. wpasc jutro pod pociag jak Janusz Kulig (czesc jego pamieci [']) i w niebie patrzec na jakiegos chlopaka, ktorego nie zdazylam zaprosic do kina, bo zamartwialam sie pryszczem na nosie, krzywym nosem, na ktorym pryszcz sie znajdowal albo cos takiego.

Postanowienie nr 4: odkryc kogos, kogo moglabym zaprosic do kina (plci meskiej; i nie moze to byc Maciek, Gabrys ani TKTNNK).

ALE zeby byc pewna siebie, to musze o siebie zadbac, i zeby nie wystawiac mojej pewnosci siebie na probe, to nie moge dopuscic do pojawienia sie jakichkolwiek pryszczy i w ogole musze byc zadbana.

Postanowienie nr 5: zmobilizowac mame, zeby zadzwonila do fryzjera.

A teraz ide o siebie zadbac do lazienki.

Kocham was wszystkich. Trzymajcie za mnie kciuki.

pinezka : :
lut 13 2004 13, piatek
Komentarze: 2

Dopiero teraz zauwazylam, ze dzis piatek trzynastego...

Dzien zaczal sie faktycznie pechowo. Po wczorajszej awanturze o biale plamy na podlodze (weszlam do gabinetu w mokrych butach) ojciec sie do mnie nie odzywa. "ROBISZ BURDEL Z TEGO DOMU! PATRZ, JAK TA PODLOGA WYGLADA! PODLOGA W M O I M POKOJU!".

Wiec odpyskowalam mu, ze nie potrzeba balaganu, zeby w tym domu byl burdel, i tak jest.

Uslyszalam, ze "nie wie, o co mi chodzi". Jasne. I "mam nie pyskowac ojcu". A co mam zrobic, jesli to ojciec wszystko zaczyna i robi wielkie halo o jakas pieprzona podloge?? Jakby to PODLOGA byla najwazniejsza w zyciu.

A mamie caly czas powatarza (to jest pierdolniete, bo mowil sam, zeby juz nie poruszac tego tematu) "Nie masz lustra w domu?" albo "Chyba jestes jebnieta, czy ty nie masz jakiejkolwiek dumy? Plaszczyc sie przed takim smieciem... ale teraz widze, ty jestes takim samym smieciem. Ciagnie smiec do smiecia". Oczywiscie w kontekscie Grzeska.

Spytalam sie mamy, czemu on go tak nienawidzi. Moja rodzicielka odwrocila wtedy glowe, wstala i powiedziala, ze niewazne, i ze musi isc do pracy. No zesz jasna cholera i kurwa zesz mac! To taka straszna sprawa, ze nie moge wiedziec?!

Jak nie wiadomo o co chodzi, to pewnie chodzi o pieniadze.

 

Nie poszlam na rajd. Jestem parszywym leniem.

 

Wiecie co? Odwiedzilam kilka stron o smierci. I chyba przestalam sie jej bac. Nie moge spedzic zycia w strachu przed czyms, co i tak sie wydarzy... musze byc tylko przygotowana na jej nadejscie. Bede.

 

A dzis bede unikac luster, drabin, kotow i tym podobnych.

Cholera jasna, nadal nie ma w domu slodyczy. Ja sie zastrzele.

pinezka : :