Archiwum 18 stycznia 2004


sty 18 2004 Niedziela
Komentarze: 6

Nie rozumiem, Jacek, skoro nie chciales przyjsc, to po kiego mnie tym straszyles?

Przepraszam za te wczorajsza notke. Bylam okropnie wkurzona i nie rozumialam, czemu chcecie mi zrobic na zlosc. Skasuje ja.

Jaselka byly nawet udane i chociaz wygladalam w tej albie jak gruba Urszulanka, to jakos dodalo mi to anielskiego ducha... no i nie stracilam glowy na przedstawieniu, nie zemdlalam, co wydawalo mi sie, ze zrobie, gdy stalam z innymi w zachrystii (zakrystia czy zachrystia?), serce podchodzilo mi do gardla, rzemyk sciskal zoladek, a w glowie mialam zamet, jakbym miala zaraz stracic przytomnosc... poza tym, nic nie jadlam rano ani po poludniu, bo strasznie sie denerwowalam i nic przelknac nie potrafilam.

W zachrystii (wybieram to slowo, choc moze byc bledne, ale lepiej brzmi) bylo duszno, a na srodku jedej ze scian wisial Chrystus na krzyzu, co mi odbieralo momentami dech, gdy na Niego patrzylam. Myslalam: On sie tyle wycierpial, za nas, za mnie, a ja nie potrafie zagrac w glupich jaselkach? On znosil potworny bol, zolnierze przybili Mu stopy i dlonie do krzyza, a ja mysle, ze zemdleje, bo gram z glupich jaselkach? Uspokoilam sie, gdy o tym pomyslalam, wzielam gleboki oddech... i wyszlam z innymi z zachrystii do kosciola.

I wiecie co? Chyba naprawde Chrystus dodal mi sil... jak tylko postawilam stope na posadzce za progiem, to mdlosci i zawroty glowy momentalnie minely jak reka odjal, a na twarzy poczulam podmuch swiezego, chlodnego powietrza. Myslalam: bedzie dobrze... i patrzylam na ludzi, ktorzy siedzieli z wyrazem oczekiwania i usmiechem na twarzy, patrzac na wchodzacy zastep aniolow w bialych albach. Mielismy zlozone dlonie, jak do modlitwy, a Ania, Marta, Sylwia i jakas inna dziewczyna, ktorej imienia nie pamietam, bo jej nie lubie, zalozyly na siebie skrzydla z krepiny.

Jaselka przebiegly spokojnie, pare razy pomylilismy sie w trakcie spiewania koled, ale Marciatko ratowalo sytuacje. Ja mylilam sie tylko dlatego, ze nie zwracalam uwagi na to, co spiewamy, stalam wyprostowana na schodach oltarza, w srodkowym rzedzie, i duchem bylam nieobecna, czulam sie tak, jakbym unosila sie pod kopula kosciola... patrzylam na twarze ludzi, ktorzy nas sluchali, tych, ktorzy zostali, by nas posluchac, a tych, ktorzy wychodzili, odprowadzalam wzrokiem do drzwi, myslac: moze i jest to nudne, ale nawet nie wiesz, ile nas to kosztowalo.

W nastepna niedziele ide do kosciola na msze. Sama. Czulam sie dzisiaj szczesliwa jak nigdy dotad, naprawde...

 

Dlaczego mnie wiekszosc ludzi znienawidzila? Co sie ze mna stalo? Co robie zle? Kim tak naprawde jestem, jakas krwiozercza wampirzyca, ktora wypija z ludzi dobry nastroj, nadzieje i milosc jak krew? I dlaczego inni mnie tak postrzegaja? Boze, pomoz mi, prosze, tak bardzo Cie potrzebuje, potrzebuje czyjejs rady, a nikogo nie ma... :(

pinezka : :