sty 25 2004

Msza


Komentarze: 4

Bylam na mszy w kosciele... o 18. Nie zamierzalam isc, ale po kolejnym doprawionym lzami obiedzie i wyzwiskach nie wytrzymalam. Zalozylam buty, plaszcz i wybieglam z domu, a mama ledwo zlapala mnie na schodach, zeby spytac, dokad ide. Wykrzyczalam, ze do kosciola i wyskoczylam z klatki na snieg.

W kosciele poczulam sie jak w domu... naprawde. Uwaznie sluchalam wszystkiego od poczatku do konca nabozenstwa, choc nie ze wszystkim sie zgadzalam. Najciekawsze, jak zwykle, bylo kazanie... o tym, jak "nalezy sie modlic za to, zeby Zydzi dostrzegli, ile rowniez za nich wycierpial sie Chrystus i po co to znosil", czyli "Idzcie i gloscie, ze Zydzi to dupki". W tym momencie mszy poczulam, jak strasznie boli mnie kark od siedzenia w twardej lawce, i zapragnelam sie przeciagnac, ale tylko stlumilam ziewniecie z poczuciem winy.

Obok mnie usiadl jakis... mezczyzna? Chlopak? Nie spojrzalam mu w twarz. Chyba usposledzony, poniewaz caly czas mial drgawki i ryczal na caly kosciol "OJCZE NAAAAASZ, KTOOORYYYS JEEEEST W NIEEEEBIEEEEE", przez co zajmujaca miejsce obok niego kobieta, chyba jego matka, co jakis czas uspokajajaco glaskala go po ramieniu, mowiac do niego "Uspokoj sie". Na poczatku myslalam, ze on jest jakims zarliwym chrzescijaninem, ktory przez swoj glosny spiew wyraza swa milosc do Boga itepe, ale gdy w trakcie kazania powiedzial do swej towarzyszki "KIEDY TO SIE SKONCZY?" na caly regulator, a potem zaczal oskubywac skorki przy paznokciach, uzywajac do tego takiej sily, ze cala lawka drzala, uswiadomilam sobie, ze to kolejny niewolnik swojej mamusi, wyuczony na pamiec wszystkich modlitw, rytualow i piesni, przy tym znajdujacy sie w kiepskim polaczeniu, bo najwyrazniej byl uposledzony psychicznie, Down czy cos. Poparciem moich slow okazala sie byc jego reakcja na to, ze nie umialam powiedziec jakiejs modlitwy, i poczulam, ze wlepia we mnie galy, mowiac specjalnie jeszcze glosniej, tak ze prawie wrzeszczal, jakby chcial powiedziec "TY GLUPIA DZIEWCZYNO, CO TY SOBIE WYOBRAZASZ???".

Pomijajac jego zachowanie, bylo calkiem milo.

A gdy wrocilam do domu i przywitalo mnie rykniecie ojca "Gdzie bylas? W kosciele? Kurwa mac, po co? Kolejna zmarnowana godzina... co ty tam pierdolisz? Ze co? W koncu jestem twoim ojcem! CO PROSZE? NIEEE? To jeszcze kurwa zobaczysz", pomyslalam, ze chcialabym wrocic do kosciola.

pinezka : :
27 stycznia 2004, 22:39
dobrze, ze tak dobrze czujesz sie w kosciele, takl powinno byc..do kosciola powinno sie chodzic z potrzeby a nie z przymusu...
26 stycznia 2004, 09:05
co do kościoła to ja zdecydowanie na "nie" jestem.
25 stycznia 2004, 20:58
i jak zwykle wszystko przez ojcow... oni wszyscy sa tacy sami :(
25 stycznia 2004, 20:41
heeh, ojcem nie warto sie przejmowac..ja przynajmniej dalam sobie spokoj, tyle ze nie z ojcem a z matka. mam tez dosyc wrzaskow, krzykow i klotni o takie pierdoly, ze czasem w glowie sie to nie miesci!! a co do Kosciola to hmm...nie jestem strasznie nabozna (dzieki Bogu rodzice mnie do tego nie zmuszaja)moje wizyty w Kosciele moglabym zliczyc na palcach jednej reki..ale powiem Ci, ze czasem dobrze jest tam zajrzec, pomijam juz to co oni tam gadaja..ale sama atmosfera tego miejsca potrafi koic..przynajmniej mnie... najgorsze jest jednak to, ze o Bogu i Kosciele przypominamy sobie wtedy kiedy jest nam zle, kiedy wszytsko wali nam sie na glowe...wtedy pedzimy tam czym predzej bo co dla niektorych to jedyne miejsce gdzie moga sie wyzalic, przemyslec... nie wiem w sumie po co ja to pisze heeeh...pozdrawiam cie goraco, 3maj sie!!

Dodaj komentarz