Las
Komentarze: 1
Bylam z Ania w Lesie Kabackim. Tym razem, zamiast isc prosto, w glab lasu, to skrecilysmy w lewo, trzymajac sie jego skraju, az w koncu doszlysmy do jakiejs polanki. Nie bylo juz tam widac miasta, nie bylo idealnie cicho, slychac bylo w oddali odglosy samochodow i pobliskiej stacji koncowej metra, ale ja, rasowy mieszczuch kanapowy, w zyciu nie slyszalam takiej ciszy.
Polanke otaczaly dookola wysokie drzewa. Bylo juz ciemno i swiecil ksiezyc. Polozylam sie z Ania na sniegu i gapilysmy sie w gore.... bylo tak spokojnie, czulam sie, jakby swiat nie istnial... psy buszowaly gdzies w drzewach, a my lezalysmy tak bez slowa, rozkoszujac sie chwila. Ania powiedziala, zebysmy zamknely oczy i wyobrazily sobie, ze jestesmy w jakims tajemniczym miejscu i nasze psy to straszliwe potwory, chcace nas pozrec... teraz to wydaje mi sie byc glupie, ale wtedy, w poswiacie ksiezyca, bylo naprawde przerazajace. Tak bardzo, ze gdy otworzylam powieki, to przestraszylam sie czarnej sylwetki nadbiegajacego ku nam Brutusa, psa Ani.
Potem, gdy wyszlysmy juz z lasu i stanelysmy na jakims polu, podziwiajac ksiezyc (nawiasem mowiac, tego pola juz wkrotce nie bedzie, ojciec mowil mi, ze chce zorganizowac jakis przetarg na kupno tej ziemi.... protestuje!!!), to zaczelysmy krzyczec i nasluchiwac, jak echo nam odpowiada. To bylo dziwne... i straszne... czulam dreszcze, kiedy jakis cienki glos wolal do nas z drugiego konca lasu "Kto tam?". Wysnulam z Ania teorie, ze to jakies dzieci odkrzykuja te zawolania, albo basniowe chochliki, albo inne licho... w koncu ucieklysmy stamtad, przerazone zwielokrotnionym echem naszego wykrzyczanego "DEBIL!".
A potem poszlam do Ani na ciepla pomidorowke i nastroj momentalnie odmienil mi sie z basniowego na domowy.
Przeziebilam sie chyba. Nie pojde jutro do szkoly, zostane w domku i bede grzecznie brac leki.
Zaczelam pisac nowa opowiesc. MUSZE ja dokonczyc. Jeszcze zadnej ksiazki nie napisalam nigdy w calosci, moj rekord to kolo 100 stron...
Ide do lozka. Poczytac. Dobranoc.
Dodaj komentarz