Archiwum luty 2004


lut 29 2004 Tym razem...
Komentarze: 1

...truskawki. Anika, od dawna mialam chrapke na ten szablon, nareszcie go zwolnilas... no i trafil tu :D

Marta, mam nadzieje, ze on rzeczywiscie bedzie na mnie dzialal... optymistycznie.

 

No coz, dzisiaj zmarnowalam kolejny dzien, ktory moglabym przeznaczyc na cos fajnego. Jutro jeszcze nie pojde do szkoly, odrobie wszystkie lekcje, przygotuje sie do kupy klasowek (3, 4, 9 i 11 marca!!!), polkne grzecznie wszystkie leki i tak dalej. Posprzatam. Zaplanuje tydzien.

 

Hm. Jutro musze uczyc sie do matmy i historii, oraz napisac do gazetki Shilme. I odrobic lekcje... aaaa.

Jak usunac to badziewne logo "BLOGI" w gornym lewym rogu szablonu???

 

OK, chociaz nie odchudzalam sie w lutym, to od marca zaczne znowu, koniec tego dobrego. Wymyslilam juz codzienny zestaw cwiczen. Mam jakies... 3 miesiace do wakacji, i do moich urodzin. Mama mowi, ze to duzo czasu na chudniecie... oby... panie Boze, daj mi sile, zebym przetrwala 3 miesiace z codziennymi cwiczeniami, brakiem salami, brakiem jasnego pieczywa, brakiem slodyczy i prawie zupelnym brakiem napojow gazowanych z kwasem jakimstam (chemiczka powtarza nam te opowiastki o kwasie do znudzenia, kiedy tylko zauwazy kogos z Cola w reku).

Dziekuje.

pinezka : :
lut 29 2004 Noc
Komentarze: 4

Jest ciemno. Siedze sama w pokoju, w ktorym, a jakze, panuje ciemnosc.

I mysle... nad wszystkim.

Jaki ja slad po sobie zostawie na swiecie? Pamiec zawodzi... a przedmioty niszczeja... co nam pozostaje?

 

Boje sie przyszlosci. Boje sie tego, ze moglabym zmarnowac sobie zycie, ze moge skonczyc pod mostem, ze- wbrew sobie -moge zaczac pic... cpac... cokolwiek... albo ze bieda zmusilaby mnie do czegos okropnego...

Albo ze po prostu nie bede szczesliwa.

 

Chmury zaslonily ksiezyc. To dobrze. On mnie przeraza. Ma nade mna przewage... bedzie trwal dlugo po mojej smierci, i istnial o wiele wczesniej, zanim sie urodzilam...

 

Wiem, ze strasznie wam tu jecze, i ze macie tego dosc, i ze zachowuje sie jak oblakana, i nie wiem juz, co jeszcze...

Czego mam sie chwycic, zeby jakos- szczesliwie -przetrwac to zycie?

 

Nikt mnie nie slucha. Jesli powiem Kubie o tym, o czym pisze tu, to powiedzialby zapewne, ze mi chyba odpierdala i ze za duzo filozofuje, Marta powiedzialaby "Wszystko bedzie dobrze", Olaf skwitowalby to mruknieciem w stulu "mhm", Ania by mnie w ogole nie zrozumiala, Aga postapilaby podobnie jak Marta... oczywiscie, ze tak, bo co maja innego powiedziec?

Ale czasem bym chciala, zeby ktos po prostu byl. Nic nie mowil. Byl przy mnie. Przytulil, nie pocieszal. Wysluchal, nie pouczal. Zrozumial, nie nawracal.

Zmienilam znow szablon. Nie moge znalezc nic dla siebie. Moze ten zostanie dluzej.

pinezka : :
lut 26 2004 Ech...
Komentarze: 7

Po napisaniu poprzedniej notki wstalam gwaltownie i szybko od kompa, co sprawilo, ze zakrecilo mi sie w glowie, wrocily wszystkie moje troski ostatnich tygodni i poczulam sie tak zle, ze opadlam na krzeslo z powrotem.

Jestem jak Harry Potter. Jesli slabo sie czuje, boli mnie glowa i czuje w niej metlik, to znaczy, ze wydarzy sie cos zlego.

W domu jest dziwnie, odkad ojciec jest... normalny. Taki, jak kazdy ojciec. Nie wiem, co o tym myslec. Bylo mu tak ciezko i nagle wszystko jest super? Nie wierze.

Runely w gruzach moje marzenia o pubie. Rodzice mieli go zalozyc, gdy weszli w spolke z Kowalem, ale coz... Kowal nie chce byc w ich spolce. Rozwiazuja ja. Nie bedzie knajpy. Kurwa mac.

Probuje z mama po ludzku porozmawiac... probowalam o cellulicie (juz widze wasze miny), ale nie zlapala "damskiego" haczyka. Rozmowa potoczyla sie ciezko i niezgrabnie. Ja juz nie wiem, co mam robic. Przeciez nie uzyje tematu seksu, zeby s p r o b o w a c nawiazac kontakt z moja matka... to by bylo za ciezko jak na poczatek.

O Boze, zle sie czuje, ide spac, pieprzyc czytanie.

pinezka : :
lut 26 2004 Las
Komentarze: 1

Bylam z Ania w Lesie Kabackim. Tym razem, zamiast isc prosto, w glab lasu, to skrecilysmy w lewo, trzymajac sie jego skraju, az w koncu doszlysmy do jakiejs polanki. Nie bylo juz tam widac miasta, nie bylo idealnie cicho, slychac bylo w oddali odglosy samochodow i pobliskiej stacji koncowej metra, ale ja, rasowy mieszczuch kanapowy, w zyciu nie slyszalam takiej ciszy.

Polanke otaczaly dookola wysokie drzewa. Bylo juz ciemno i swiecil ksiezyc. Polozylam sie z Ania na sniegu i gapilysmy sie w gore.... bylo tak spokojnie, czulam sie, jakby swiat nie istnial... psy buszowaly gdzies w drzewach, a my lezalysmy tak bez slowa, rozkoszujac sie chwila. Ania powiedziala, zebysmy zamknely oczy i wyobrazily sobie, ze jestesmy w jakims tajemniczym miejscu i nasze psy to straszliwe potwory, chcace nas pozrec... teraz to wydaje mi sie byc glupie, ale wtedy, w poswiacie ksiezyca, bylo naprawde przerazajace. Tak bardzo, ze gdy otworzylam powieki, to przestraszylam sie czarnej sylwetki nadbiegajacego ku nam Brutusa, psa Ani.

Potem, gdy wyszlysmy juz z lasu i stanelysmy na jakims polu, podziwiajac ksiezyc (nawiasem mowiac, tego pola juz wkrotce nie bedzie, ojciec mowil mi, ze chce zorganizowac jakis przetarg na kupno tej ziemi.... protestuje!!!), to zaczelysmy krzyczec i nasluchiwac, jak echo nam odpowiada. To bylo dziwne... i straszne... czulam dreszcze, kiedy jakis cienki glos wolal do nas z drugiego konca lasu "Kto tam?". Wysnulam z Ania teorie, ze to jakies dzieci odkrzykuja te zawolania, albo basniowe chochliki, albo inne licho... w koncu ucieklysmy stamtad, przerazone zwielokrotnionym echem naszego wykrzyczanego "DEBIL!".

A potem poszlam do Ani na ciepla pomidorowke i nastroj momentalnie odmienil mi sie z basniowego na domowy.

 

Przeziebilam sie chyba. Nie pojde jutro do szkoly, zostane w domku i bede grzecznie brac leki.

 

Zaczelam pisac nowa opowiesc. MUSZE ja dokonczyc. Jeszcze zadnej ksiazki nie napisalam nigdy w calosci, moj rekord to kolo 100 stron...

 

Ide do lozka. Poczytac. Dobranoc.

pinezka : :
lut 26 2004 Kino
Komentarze: 5

Coz... Pani wyznaczyla mnie do zbierania pieniedzy na "Nigdy w zyciu!". Przerazilam sie (nie wiem, czy to bylo po mnie widac) i zamiast ryknac na nich: USTAWIC SIE W SZEREGU! i zbierac po kolei, to ja przyjmowalam forse z kazdej wyciagnietej do mnie reki, co, jak mozna sie domyslic, zaowocowalo kompletnym balaganem i...

No dobra. To po prostu nauczka na przyszlosc, bo pani powiedziala, ze chce mnie i Anie wyznaczyc na organizatorki takich wypraw (oczywiscie, nagrodzi nas odpowiednio punktami). Hm... kuszaca propozycja....

Na przystanku, na ktorym wysiadalam, gdy wracalam do domu, zobaczylam mojego dawnego kolege z niemieckiego. Ale nic nie powiedzialam. On mnie zauwazyl, podszedl i powiedzial:

-Siema!

"Zaskoczona", zerknelam na niego i usmiechnelam sie.

-Znamy sie?- powiedzialam (o ja pierdziele!)

-Noo... taaak... chyba, znaczy sie, chodzilismy kiedys razem na niemiecki.

Staralam sie przywolac na twarz wyraz glebokiego zdziwienia.

-Tak? Ja znam tylko angielski... chyba mnie z kims pomyliles- odparlam, myslac: co ja wyprawiam?

Byl zaklopotany, ale patrzyl na mnie caly czas. W koncu powiedzial:

-Taa... mozliwe. Jedzie moj autobus. Przepraszam za.... - spojrzal w ziemie. -Za napasc. To na razie.

 

Czasem mysle, ze gdzies tam, w gorze, pomylili sie i wsadzili moja dusze w calkiem inne cialo, niz mialo byc.

Dlaczego tak powiedzialam? Byl sliczny, wysoki, mial fajny usmiech, no i juz go troche znam... z tych lekcji...

Trudno. Juz tego nie odkrece.

 

O 17 ide do Ani, na spacer z psami do lasu. Taaak... tego mi potrzeba.

 

Czasem zycie wydaje mi sie byc calkiem znosne.

pinezka : :